No cóż, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie napisać jeszcze trochę więcej o wiktoriańskich domkach, zresztą nie tylko dla lalek (jak już w tytule to zaznaczyłam).
Moja fascynacja tymi domkami zaczęła się podczas licznych wędrówek po różnych blogach, m.in. Aiken House & Garden. Trzy pierwsze zdjęcia są właśnie z tego bloga.
Kiedy zobaczyłam ten domek, zawyłam z zachwytu (inne zresztą też były fajne)...
Trzeci to domek dla ptaszków, też prześliczny (podobny znalazłam na amazon.com).
Szperając dalej, dotarłam nawet do zdjęcia, jak dawniej robiono domki (i to jakie???), a także do współczesnych twórców, którzy konstruują prawdziwe cuda. Te 'cuda' osiągają niebotyczne ceny i wcale nie są przeznaczone dla lalek.
Susie Rogers i Kevin Mulvany przed jednym ze swoich domków (?). Jest to kopia Domu Spencerów z XVIII w., który należał do przodków księżnej Diany. I wyobraźcie sobie, że to chyba najdroższa kopia na świecie - na aukcji osiągnął cenę 200 000 funtów... To chyba właśnie coś dla mnie ;)
W każdym razie oczarowały mnie te domy zupełnie.
Na ich stronie można więcej przeczytać i obejrzeć. Zachęcam do zajrzenia.
A teraz trochę o innych domkowych cudeńkach (zdjęcia z internetu, z amazon.com), które zachwycają moje oczy...
Na pierwszy ogień prześliczny domek dla ptaków.
Ach, gdybym tylko miała ogród...
Tu zaś z kolei domek w stylu wiktoriańskim, ale przeznaczony dla dzieci. Niestety, też trzeba posiadać ogród, aby mieć go gdzie postawić i móc z niego korzystać...
Jeśli jednak nie mamy ogrodu, za to mamy bardzo małe mieszkanie, nie mamy też żadnych zdolności, aby samemu sobie domek zrobić, i jeszcze do tego nie mamy większych pieniędzy, aby kupić sobie gotowy, to w ostateczności możemy sobie zafundować taki domek wiktoriański.
I nawet będziemy go w stanie sami złożyć (tak mi się wydaje).
I już tradycyjnie chciałam na zakończenie podziękować
za wszystkie odwiedziny
i miłe memu serduchu komentarze.
Fajnie, że jesteście!!!
Ps. Postanowiłam uprzedzić wszystkich, że być może nie jest to ostatni wpis o wiktoriańskich domkach...
Ps. 2. I jeszcze muszę trochę ponarzekać, że mój zastępczy komputer (zanim nowy się skompletuje) doprowadza mnie momentami swoją porażającą szybkością do czarnej i skrajnej rozpaczy. Ale pocieszeniem jest, że w ogóle jest ;)
Trzymajcie kciuki, żeby nowy jak najszybciej dotarł.