Będzie o maskotkach przeze mnie wykonanych techniką filcowania na sucho.
Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, to krótko napiszę - specjalnymi igłami z zadziorkami ubija się np. wełnę (na szkielecie np. z drutu), aby osiągnąć zaplanowany kształt. Przy okazji trafia się często w palec, a każdym razie ja tak robię i nawet postanowiłam sobie w związku z tym uszyć ochraniacz na mój biedny paluszek.
To tyle, jeśli chodzi o filcowanie (w wielkim skrócie oczywiście), wracajmy teraz do maskotek, czyli moich ulubionych myszek.
Oto moja pierwsza myszka, a w zasadzie już nie moja, gdyż spodobała się ogromnie mojej córce :)
Ta myszka jest w kolorze jasnego beżu.
I jak widać, ma mało ubranek, choć dorobiła się drugiego szaliczka, w kolorze czerwonym, żeby miała na zmianę.
A teraz moja druga myszka. Ta już ma ubranko, jak zresztą widać. Może w przyszłości dostanie jakieś następne, żeby miała się w co przebrać :)
Ta myszka jest biała i ma delikatnie różowy nosek i wnętrza uszek. I do tego ma białe wąsy, a poprzednia czarne. Może zwróciliście uwagę...
Ze swoich wojaży przywiozłam im śliczne kapelusiki, co pokazałam TUTAJ.
Mam cichą nadzieję, że może moje myszki się Wam spodobają (więcej zdjęć można zobaczyć TUTAJ i TUTAJ - zapraszam do oglądania).
To dalszy ciąg moich fascynacji procesami filcowania na mokro i na sucho.
Pewnie w przyszłości powstanie coś jeszcze ;)
A na koniec chciałabym Wam pokazać rysunek myszki, a może szczurka, który baaardzo mi się spodobał. Pochodzi z dawniejszych czasów z czeluści internetu.